Każda moja praca jest modlitwą i służy mojemu najwyższemu dobru.

Po przejściu na emeryturę zaczęłam szukać swojego miejsca w życiu. Miałam dużo zajęć w domu – syn w szkole średniej, córka na studiach, mąż jeszcze w pracy – ale zostawało jeszcze trochę czasu i chciałam go mieć dla swego rozwoju. Najpierw było to esperanto, koło wegetarian, angielski, haftowanie, szycie dla domu i domowników, ale wciąż czegoś mi brakowało. Gdy usłyszałam o powstawaniu pierwszej grupy malarskiej w WDK, poszłam tam z wielką tremą. Malarstwem pasjonowałam się od dzieciństwa, ale w moim pojęciu wszystko, co można było namalować, zostało już namalowane. W rodzinie moje ciotki i mama bardzo ładnie malowały do tzw. sztambucha, mój wujek – Władysław Grudziński – był znanym przedwojennym warszawskim malarzem. Ja również malowałam sporo portretów pisarzy i inne ważne postacie jako pomoce naukowe do lekcji oraz kiedyś namalowałam martwą naturę – dzban wysypanych wiśni na stole – mama to oprawiła i prosiła, żebym więcej malowała. Ale tak jak powiedziałam, uważałam, że już wszystko zostało namalowane i obfotografowane i nic nie zostało dla mnie.

Jakież było moje zdziwienie, że jednak coś jeszcze zostało. Najpierw zaczęliśmy rysować, potem malować, zaczęto nasze obrazy wystawiać, ludzie oglądali, czasem się podobało, częściej było to krytykowane poza oczami. To też jest część potrzebna w twórczości. Gdy zachwycona starym malarstwem chciałam poznać tajniki tego warsztatu, pomógł nam wybitny malarz olsztyński p. Jerzy Bielecki, ucząc sposobów malowania obrazów holenderskich laserunkiem, obrazów Matejki, Szyszkina, Milleta itd. Ustawiania martwych natur nowoczesnych poznaliśmy u pani Smerek-Bieleckiej.

Malowanie stało się pasją, sposobem na życie, wytrwanie. Gdy jestem chora lub mam zmartwienia, staram się w myśli układać nowy obraz, a często w nocy wstaję i maluję. Maluję bardzo dużo. Jest to moje największe spełnienie. Jeśli nie maluję, to czytam o malarstwie i malarzach. Wg księdza prof. Sedlaka: „I w życiu człowieka może się zdarzyć, że wartość wypracowana w ostatniej chwili, już u jego schyłku, okaże się najważniejsza”. Ksiądz po przejściu na emeryturę zajął się nauką i dokonał wielu znaczących odkryć, zapoczątkowujących nowe spojrzenie w dziedzinie biologii, fizyki kwantowej i geologii.

Izabela Babkiewicz

Izabela Babkiewicz – ukończyła Uniwersytet Gdański, Wydział Biologii i Nauk o Ziemi w zakresie geografii fizycznej. Pracowała w szkole 30 lat. Przez całe życie oddana była sztuce, otaczając się pięknem i tworząc piękno. Jeszcze ucząc w szkole podstawowej, prowadziła zajęcia gry na mandolinie, kółko taneczne i teatralne. Wzorując się na swej mamie Janinie Mroczkowskiej, zawsze uprawiała twórczość użytkową: haftowała serwety, wyszywała, robiła na drutach, szyła stroje dla siebie, najbliższych, potem i dla dalszych znajomych.

Twórczość malarską rozpoczęła w zwrotnym momencie swego życia, gdy w latach 1994-1995 został zdiagnozowany u niej nowotwór nerki. To właśnie wtedy postanowiła postawić na niespełnioną pasję – poznać tajniki twórczości artystycznej swych niedościgłych wzorów. Uczyła się pod kierunkiem artystów olsztyńskich, takich jak: Aleksander Wydorski, Jerzy Wojciech Bielecki, Mirosława Smerek-Bielecka. Wyjeżdżała na plenery i uczestniczyła w wystawach malarskich i tkackich.

Malowała dużo, średnio 20 obrazów rocznie, a robiła to z ogromną pasją i zaangażowaniem. W sumie w latach 1996-2011 namalowała ponad 300 obrazów. Stosowała różne techniki malarskie i eksperymentowała z ich łączeniem. Malowała farbami olejnymi, akrylami, pastelami, akwarelami, gwaszem, na płótnie, płycie, papierze, kartonie.

Pasjonowały ją przede wszystkim dzieła klasyków, na których często się wzorowała. Malowała obrazy według Matejki (nr 250 Stańczyk na balu królewskim), Ślewińskiego (191 Kaczeńce), Milleta (285 Karmiąca), Szyszkina (228 Wodopój), Trojana (291 Łowczy z psami). Inspirowały ją również dzieła twórców ludowych i o tematyce religijnej, na których przez lata szkoliła warsztat. Najczęściej jednak tworzyła własne kompozycje martwych natur, pejzaży, bukietów, a wszystko to w doskonałej harmonii i z wiarą w życie.

Wartymi zauważenia są oryginalne kolaże namalowane pod koniec działalności artystycznej przy współpracy z mężem, który układał ich kompozycje ze zdjęć (302 Bunt masek, 319 Kolaż rodzinny). Piękną kolekcję stanowią starannie wycyzelowane płótna malowane według mistrzów holenderskich z XVII w. Przyciągają uwagę również delikatne pastele, w których autorka doskonale oddaje grę światłocieni (np. 150 Jezioro przy ul. Bałtyckiej w Olsztynie). Liczne obrazy poświęcone są miejscom, z którymi autorka była związana. Tu zaskakują ciekawe ujęcia znanych miejsc Olsztyna (np. 212 Urania, 211 Łyna w Olsztynie).

Autorka zakończyła karierę malarską w 2011 r., gdy uświadomiła sobie szybko postępującą chorobę neurodegeneracyjną. Zaprosiła wówczas do siebie krewnych i znajomych, i zaproponowała, by każdy zabrał obrazy, które mu się podobają. Tak rozdała większość zgromadzonej kolekcji zgodnie z zasadą, której zawsze była wierna: „skoro przekroczyłeś rzekę, porzuć swą łódź”.