1991-1992

Małżonkowie byli na emeryturze, ale czas się nie zatrzymał i potrafił zaskakiwać. Ich życia od kilku lat biegły innymi torami. Izabelę, trochę pod wpływem syna, coraz bardziej fascynowała filozofia Wschodu, uczęszczała na wykłady do Towarzystwa Zwolenników Wegetarianizmu, z każdej prelekcji zapisując skrupulatne notatki. Mikołaj poświęcił się działce i pszczelarstwu, które stało się dla niego prawdziwym hobby. Z czasem zwiększył pasiekę do 30 uli, zbierał i studiował literaturę przedmiotu, zapisał się do koła pszczelarzy. Pod koniec 1991 r. w rodzinie córki pojawi się wnuk – tym razem chłopiec.

Syn zdał maturę i wyprowadził się z domu. Małżonkowie zostali sami. W wakacje 1992 r. wybrali się w podróż do wujka w Holandii. Wyruszyli samochodem, po drodze odwiedzając znajomych z Karolewa, którzy po transformacji ustrojowej osiedlili się w Niemczech.

Na małżonków spadły dodatkowe obowiązki. Janina nie mogła już samodzielnie funkcjonować w Karolewie. Proces neurodegeneracyjny postępował szybko. Janina nie rozpoznawała już ludzi i żyła w swym wyimaginowanym świecie. Od kilku lat izolowała się od środowiska. Sprawy zaszły już tak daleko, że mimo jej oporu, Babkiewiczowie zdecydowali się zabrać ją do siebie do Olsztyna. Ostatnie miesiące spędziła w łóżku całkowicie zdana na swych opiekunów.

1993

W styczniu zmarła Janina kończąc ważny etap w życiu rodziny. W mieszkaniu pozostawiła uporządkowany zbiór zeszytów i maszynopisów ze swymi książkami z karteczką: „dla Izy”. Na pogrzeb zjechała bliższa i dalsza rodzina, by się z nią pożegnać.

Działka w Miodówku była miejscem spotkań całej rodziny. Zarówno córka, jak i brat Izabeli kupili działki w pobliżu Babkiewiczów i wszyscy razem spędzali każdą wolną chwilę na uprawianiu ogródków, budowie domków lub pływaniu w pobliskim jeziorze.

Teraz działka była w pełni swego rozkwitu. W szklarni dojrzewały pomidory i ogórki, duże już drzewa obrodziły owocami, na pergoli przed domem pięła się winorośl. Miło było zaprosić znajomych do tak utrzymanego miejsca. 

Jak co roku, Izabela spędzała jesień na robieniu przetworów, w czym dzielnie pomagał jej Mikołaj. 

1994

W styczniu podczas badań USG przypadkowo wykryto u Izabeli nowotwór złośliwy nerki. Izabela nie zdecydowała się na leczenie farmakologiczne. Nie chciała się też poddać operacji. Z wielką wiarą w zdolność organizmu do samoistnego zwalczenia choroby, rozpoczęła post. Początkowo zyskała wsparcie Bogdana Rybaka – dermatologa olsztyńskiego, który mimo oporu środowiska, stosował metody leczenia dietą i głodówkami. Po 15 dniach głodówki na wodzie lekarz nie chciał brać dalszej odpowiedzialności za jej prowadzenie. Izabela zwróciła się do doktora Edwarda Miszurowa-Rafalskiego z Krakowa, który zgodził się ją dalej poprowadzić. Pościła w sumie przez 91 dni, pijąc jedynie wodę. Cała rodzina była przeciwko niej. Córka i mąż w obawie o jej zdrowie próbowali na wszelkie sposoby odwieść ją od głodówki, starając się wywrzeć wpływ nawet na samego Miszurowa.

Głodówka nie wpłynęła na zmianę stylu jej życia. Cały czas była aktywna, jeździła na rowerze, dużo chodziła. Przerwanie głodówki odbywało się stopniowo, poczynając od soków. Przez dłuższy czas Izabela jadła głównie świeże warzywa i liście pokrzyw. W trakcie wychodzenia z głodówki, jeszcze przed operacją, przyjęła inicjację w wisznickiej tradycji religijnej.

Nie uniknęła operacji, której poddała się w  lutym 1995 r. Mimo jej oporów rodzina zmusiła ją do usunięcia nerki. Głodówka jednak okazała się na tyle skuteczna, że Izabela uniknęła przerzutów. Jeszcze tego roku wiosną i latem, nie oszczędzając się, pracowała na działce i zajmowała się wnukami i stopniowo wychodziła z głodówki. W lipcu Babiewiczowie ponownie ruszyli trabantem przez Europę, by odwiedzić wujka w Holandii i znajomych w Niemczech.

1995-1996

Styczeń przyniósł miłą niespodziankę. Rodzina córki znów się powiększyła. Babkiewiczowie mieli już troje wnucząt. Lata biegły szybko. Izabela po operacji, którą przeszła w lutym 1995 r. i zawirowaniach zdrowotnych postanowiła spełnić się artystycznie. Zapisała się na zajęcia z tkactwa oraz malarstwa.

Wiosny spędzali na działce, latem wyruszali w dalsze podróże. W lutym 1996 pojechali do Niemiec, a w sierpniu odwiedzili syna w Gdańsku.

Pod koniec 1996 r. Izabela miała już na swym koncie kilka gobelinów i powstał jej pierwszy obraz olejny.

1997-1998

Dla Izabeli to okres intensywnej pracy twórczej. Ściany mieszkania zaczęły zapełniać się obrazami. Eksperymentowała z technikami, kolorami, całkowicie oddając się barwom i formom. Jej gobeliny doczekały się dwóch wystaw. Izabela jeździła na plenery malarskie i razem z mężem chodzili po wernisażach.

Mikołaj nie mógł nadążyć ze zbijaniem blejtramów i przygotowywaniem pomocy technicznych. W pracowni malarskiej pojawił się rzutnik do odwzorowywania na papierze konturów, wszędzie stały sztalugi i na każdym stole można było trafić na rozpoczęte obrazy.

Sierpień 1998 – syn wreszcie postanowił się ustatkować. Było to zaskoczenie dla Babkiewiczów, którzy przestali już wierzyć, że to kiedykolwiek nastąpi. W listopadzie poprzedniego roku poznał dziewczynę i od razu zadecydował, że to jest to. Młodzi wymienili ze sobą kilka listów, spotkali się trzy razy, gdyż mieszkali w różnych miejscach i postanowili wziąć ślub. Zamiast podróży poślubnej zaprosili rodziny do zrujnowanego poniemieckiego gospodarstwa, które kupili w Sudetach – nie na sielankowy wypoczynek, a do pracy. Budynek nie miał prądu, wody, ogrzewania. Zarwane podłogi, powyłamywane drzwi i okna… a tu zima za pasem.

Przydały się zdolności majsterkowania Mikołaja, wraz z synem i teściem zakasali rękawy i przed pierwszymi mrozami kilka pokoi nadawało się już do przezimowania.

1999-2002

Przełom wieków to czas ustalonej rutyny. Izabela, oddana całym sercem pracom malarskim, jeździ na plenery. Doczekała się też pierwszych wernisaży swoich prac. Na ścianach nie ma już miejsca do zawieszania obrazów i część z nich małżonkowie składują w schowku.

Mikołaj dopieszcza działkę. Oboje spędzają sporo czasu z wnukami, ale coraz częściej udaje im się po prostu odpoczywać na  przejażdżkach rowerowych czy w odwiedzinach u znajomych.

Sporo energii poświęcają na pomoc synowi przy remoncie jego gospodarstwa. Przejazdy nie są łatwe – ponad 500 kilometrów trasy, często kiepskimi drogami, trabantem, który staje się już znakiem minionej epoki.

Dom syna był skarbonką bez dna. W 2001 roku trzeba było zmienić dach, który już mocno przeciekał, okopać zawilgotniałą ścianę budynku, dokończyć remont pokoi dla gości… a tu wypadek. Mikołaj przy gotowaniu pożywki dla pszczół poparzył twarz i całe ciało. Nie poddał się jednak i zaraz po wyjściu ze szpitala, z sączącymi się ranami pojechał pomagać synowi.

Dom w Olsztynie coraz bardziej wrasta w zieleń. Małe krzaczki, zasadzone przez mieszkańców po wprowadzeniu się, wyrastają na pokaźne drzewa. Iza przy pracach malarskich, Mikołaj przy pracach polowych lub pszczołach. Odwiedziny dzieci i wnuków – codzienna proza wspólnej emerytury.

Razem wyjeżdżają w plener, by robić zdjęcia Olsztyna, przyrody i okolic. Zdjęcia te Iza wykorzystuje jako wzory do swych obrazów.

2003-2006

W kwietniu Babkiewiczowie doczekali się kolejnej wnuczki, tym razem od syna. Dziewczynka szybko rosła na górskim powietrzu. Jak tylko stopniały śniegi, które w sudeckiej dolinie utrzymywały się dużo dłużej niż gdzie indziej, pojechali ją zobaczyć.

Mikołaj nie ustaje w planach budowlanych. Domek na działce już mu nie wystarcza. Pamiętał, że Iza marzyła o białym domku obsadzonym różami i postanowił spełnić tę jej fantazję. Chociaż Izabela próbowała go odwieść od pomysłu, to jego myśl raz nakierowana na cel, nie dawała się sprowadzić z obranej drogi. Kilka lat wcześniej zakupił kawałek ziemi przy wsi Miodówko, by na nim umieścić pszczoły. Część poletka obsadził krzewami i postawił na niej ule, a część położona na górce leżała odłogiem, prosząc się o zagospodarowanie.

Ziemia parceli miała przeznaczenie rolnicze i nie można było budować na niej pomieszczenia większego niż o powierzchni 10 m2 u podstawy. Petycje w gminie o zmianę przeznaczenia działki położonej tak blisko wsi nie dały rezultatu. Mikołaj miał dosyć czekania. Postanowił spełnić marzenie Izy, nie łamiąc przepisów. Narysował plan domu z piwnicą i piętrem o dopuszczalnej powierzchni i na początku 2004 r. rozpoczął budowę.

Pnąca się w górę wieża szokowała wyglądem, ale Mikołaj na przekór wszystkim i wszystkiemu nie ustawał w pracach. Następnego roku z przybudówką i tarasem budowla wrosła na tyle w otoczenie, że przestała wywoływać złośliwe komentarze. Mikołaj mógł znowu więcej czasu poświęcić pszczołom.

W 2004 roku skończyły się wyprawy w Sudety. Syn niespodziewanie z rolnika postanawia zostać mieszczaninem i przenosi się do Warszawy, by rozpocząć studia indologiczne. Wiosną 2006 r. ostatnia wnuczka – w rodzinie syna urodziła się druga córeczka. Boże Narodzenie 2006 r. wszyscy spędzali razem.

2007-2011

Izabela dużo czyta, robi notatki z lektur, prowadzi zeszyty z mądrościami. Co jakiś czas wraca do pomysłu prowadzenia pamiętnika, ale za każdym razem zarzuca rozpoczęty projekt. Jej poszukiwania duchowe przybierają bardzo konkretne poglądy. Walczy ze swymi słabościami fizycznymi i psychicznymi przez wielką ufność, którą pokłada w Bogu. Coraz bardziej zżyma się na osoby, które próbują wpływać na jej życie – pragnie niezależności.

Maluje, maluje, maluje – pejzaże, kwiaty, martwe natury. Pracuje nad techniką mistrzów holenderskich. Wystawia swoje obrazy na wernisażach, sprzedaje na aukcjach. A dzieł wciąż przybywa… dom pęka w szwach.

Lato to przede wszystkim prace na działce. Teraz stała się ona miejscem wypoczynku zarówno dla dzieci córki – ona sama zapracowana, nie ma czasu na wypoczynek – jak i dla rodziny syna. Dom w Miodówku zmienił się nie do poznania. W 2008 Mikołaj zabudował werandę łagodząc jeszcze bardziej kształt pierwotnej wieży.

W maju 2009 r. małżonkowie uczestniczą w zjeździe absolwentów ze szkoły w Karolewie. Niektórzy z ich uczniów nigdy nie zerwali z nimi kontaktu. Pierwszy zjazd odbył się w Bartążku pod Olsztynem. Na spotkaniu ciężko było odróżnić nauczycieli od uczniów – z biegiem lat różnica wieku się zatarła. 

Niedługo potem dawni uczniowie spotkali się ponownie z wychowawcami, tym razem w Mrągowie.

Styczeń 2009 r. – małżonkowie są już ze sobą pięćdziesiąt lat. Ani razu się nie pokłócili, nie zawiedli swego zaufania. Owszem, pojawiały się różnice zdań, ich osobowości różnią się prawie jak ogień i woda. Rozwijają się w odmiennych kierunkach. Mikołaj nie rozumie wegetarianizmu żony, jej fascynacji filozofią, mistyką. Ona nie docenia jago zafascynowania historią, polityką czy pasji do pszczół. Mimo to zawsze mogą na siebie liczyć, uzupełniają się w każdej dziedzinie życia. Mikołaj jak może uczestniczy w pasji malarskiej Izabeli, spełnia jej wszelkie kaprysy. To dla niej zbudował dom w Miodówku. Izabela cały czas wypełnia swe obowiązki żony. Mikołaj wie tylko, jak ugotować wodę na herbatę i przygotować jajecznicę. To ona pierze, sprząta, gotuje. Sprawdza prace i listy męża.

2012

Ten rok okazał się przełomowy w życiu Babkiewiczów. Izabela już od jakiegoś czasu uskarża się na zaniki pamięci. Czasem poza domem nie wie, gdzie się znajduje. Często zapomina fakty, wydarzenia i osoby. Nauka przychodzi jej z wielkim trudem. Wszyscy bliscy jasno zdali sobie sprawę, że dzieje się z nią coś niedobrego.

Małżonkowie wiosną odwiedzili  syna w Warszawie, a podczas wakacji wybrali się obejrzeć miejsca swej młodości – miejsce narodzin syna, szkołę, w której Mikołaj był dyrektorem, Karolewo, gdzie uczyli przez 19 lat.

W grudniu w ręce syna wpadły rękopisy Janiny. Izabela odziedziczyła je po matce, ale sama nie była w stanie nic z nimi zrobić. Wspomnienia w autobiografiach były zbyt świeże, często nazbyt bolesne. Andrzej z zapałem zabrał się za ich redakcję. Babkiewiczowie podsycali zapał syna. Mikołaj pragnął upamiętnić kochaną przez siebie teściową, Izabela chciała, by dzieło matki, zgodnie z jej wolą, ujrzało światło dzienne. Mikołaj skanował strony maszynopisów, Izabela zaczęła przepisywać rękopisy.

Izabela już nie dawała rady malować. Pod koniec 2011 roku rozpoczęła dwa obrazy, których już nie zdołała wykończyć. Myślała o zakończeniu swej malarskiej kariery. Sprzątała dom, wyrzucała niepotrzebne rzeczy. Zamknęła farby w szufladach.

W grudniu 2012 roku w młodym wieku zmarł Mariusz – mąż córki. Zmarł na późno zdiagnozowany nowotwór. Jego oczekiwanie ze spokojem ducha i w zgodzie na śmierć wywarło ogromne wrażenie na całej rodzinie.