Izabela i Mikołaj różnili się pod wieloma względami. Matka Izabeli była bujającą w obłokach marzycielką, siłaczką, która porzuciła męża dla osobistego rozwoju. Mikołaj pochodził z rodziny twardo stąpającej po ziemi. Został wychowany przez babkę i macochę, gdyż matka zmarła, gdy miał zaledwie kilka lat. Ona żywiołowa, radosna, pełna energii, on stateczny, zawsze poważny, stonowany w ruchach i reakcjach. Izabela często powtarzała, że jako dwudziestolatek jej mąż zachowywał się już jak stateczny pan. Gdy próbowała zatańczyć, podskoczyć, zaśpiewać, czuła na sobie jego karcący wzrok… dopiero po latach wyjaśnił jej, że patrzył na nią z fascynacją i uwielbieniem. Izabela kochała zmiany, przemeblowania, skłonna była zmieniać siebie i świat wokół. Mikołaj uważał, że co raz zrobił czy postawił, tak powinno zostać na zawsze.

Ona wychowana w cieniu matki, która łamała wszelkie szablony, kobiety niepokornej o niezwykle silnej osobowości. On pochodził z tradycyjnej rodziny patriarchalnej, gdzie był jasny podział ról społecznych, a kobiety były całkowicie podporządkowane mężczyźnie – głowie domu. Ten jasny podział zadań na kobiece i męskie spowodował, że gdy podczas ciąży skarżyła się, że nie daje rady dźwigać wiadra z wodą, zamiast odciążyć ją w obowiązkach, zaproponował by nosiła wodę w dwóch wiadrach, rozkładając mniejszy ciężar na dwie ręce. Iza, choć wówczas nic nie powiedziała, nigdy mu tego nie wybaczyła i dopiero po wielu latach mogła opowiadać o tym wydarzeniu ze śmiechem.

Izabela otrzymała od matki głębokie, choć nieortodoksyjne wychowanie religijne, ufność w boską opiekę, dumę z polskości i szlacheckiego pochodzenia, niechęć do idei komunistycznych. W jego domu religia raczej była elementem zewnętrznej kultury, do której Mikołaja naganiała jedynie babcia.

Młodzi stworzyli dla siebie własne wzorce zachowań, odcinając się zarówno od domów rodzinnych, jak i wioskowej kultury, w której przyszło im żyć. Mikołaj zaraz po małżeństwie obiecał żonie, że nigdy jej nie uderzy, czym zszokował Izabelę, która nawet nie przypuszczała, że takie zachowania są możliwe.
– Jak to? – myślała – niech by tylko spróbował, czy on myśli, że bym mu na to pozwoliła?
Jednak głośno nigdy nie wyraziła swoich odczuć, chowając je głęboko w sobie, aż do późnej starości.

Trójka nauczycieli zabrała się z entuzjazmem iście pozytywistycznym za pracę dydaktyczną. Podzielili się obowiązkami, a poza programem obowiązkowym prowadzili dodatkowe zajęcia – kółko teatralne i gry na mandolinie, własnym sumptem zbierali fundusze oraz organizowali wycieczki uczniów po Polsce, by wyrównać ich szanse w stosunku do dzieci z miasta. Przygotowywali we własnym zakresie wszelkie pomoce naukowe, walczyli z zabobonami, a przy okazji starali się edukować rodziców.

Dodatkowo wszyscy dalej się kształcili. Izabela i Mikołaj rok po ślubie w 1960 r. rozpoczęli studia pedagogiczne w Gdańsku. Mikołaj na wydziale matematyczno-fizyczno-chemicznym, Izabela na wydziale biologii i nauk o Ziemi. Obok pracy zawodowej doszły zjazdy, nauka, sesje i egzaminy podczas wakacji. Poniżej budynki Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Gdańsku Wrzeszczu (baraki należały do wydziału biologii i nauk o Ziemi) w roku 1962.

W międzyczasie myśleli o powiększeniu rodziny, do czego dzielnie inspirowała ich teściowa. W swoim stylu czyniła to niezwykle delikatnie, np. stawiając koło nich sztucznego bociana, który miał zwiastować jej wnuczęta. Poskutkowało, 22.06.1961 r. w szkole w Pożarkach na pierwszym piętrze urodziła się im córka Urszula.

Mimo dodatkowych zajęć, Izabela  nie zrezygnowała ze studiów od razu. Jeździła na zjazdy z córeczką i bratem, który woził ją pod oknami sal wykładowych w wózku. Zdała egzaminy i kontynuowała naukę jeszcze przez następny rok. Było to jednak za wiele dla młodej matki. Izabela postanowiła zrobić przerwę w swej edukacji. Poniżej zdjęcia ze stancji w Gdańsku Wrzeszczu, w której Babkiewiczowie mieszkali podczas sesji letniej – 08.1962 r.

Rok 1963 przyniósł rodzinie przykre wydarzenie. Zmarł Władysław Mroczkowski, ukochany dziadek Izabeli, który najpierw opuścił swoje gospodarstwo w okolicy Chełmna, by zamieszkać z synem i synową w Dobieszczyźnie, a po rozstaniu się małżonków, porzucił syna i udał się za synową. Był cichy, uczynny, skromny i zawsze pomocny. Cała rodzina kochała go serdecznie i bardzo przeżyła jego śmierć. Na zdjęciu obok: Władysław Mroczkowski siedzi w dolnym rzędzie po prawej stronie podczas chrztu swojej wnuczki.

Mikołaj i Janina kontynuowali studia magisterskie. Gdy w roku 1964 zdobyli dyplom magistra, postanowili wszyscy przenieść się do pobliskiego Karolewa, gdzie mieli rozpocząć pracę w Zespole Szkół Rolniczych. Przed przeprowadzką zaprosili znajomych i swych promotorów, by spędzili z nimi ostatnie wakacje w Pożarkach.